Święto Łucji
Włochów, ilekroć 13 grudnia goszczą w
Szwecji, zawsze zdumiewa gorliwość luterańskich Szwedów w czczeniu
sycylijskiej świętej Łucji, która w swojej ojczyźnie nie doczekała się
takich hołdów. Jednak szwedzką Łucję łączy z włoską tylko imię.
Łucję obchodzi się na wielu szczeblach. Pierwszy, to szczebel
oficjalny. Gazety lokalne ogłaszają specjalny konkurs, publikując
zdjęcia wytypowanych do niego dziewcząt (preferuje się długie blond
włosy), spośród których czytelnicy mają wybrać jedną. Zwyciężczyni
stanie się potem najważniejszą osobą w procesji, jaka przejdzie główną
ulicą miasta. Łucja pojawia się także w domach starców i w szpitalach.
Ma na sobie białą, długą do kostek koszulę, przepasaną czerwoną wstążką,
i aureolę, czyli wianek z borówkowych gałązek, w którym tkwią oprawki
na świece lub – z uwagi na niebezpieczeństwo pożaru – żaróweczki. Są z
nią druhny (dziewczęta biorące udział w konkursie). Krocząc gęsiego ze
złożonymi jak do adoracji dłońmi, śpiewają tradycyjną piosenkę o Łucji.
Często towarzyszy im dodatkowa świta, na przykład grupka gwiazdorów,
znanych z zupełnie innego kontekstu, ze świąt Bożego Narodzenia. Razem
stanowią chór śpiewający pieśni kolędowe.
Drugi rodzaj
świętowania Łucji różni się od pierwszego jedynie mniej oficjalnym
charakterem. Odbywa się w szkołach, w klubach lub domach parafialnych,
gdzie częstuje się gości kawą i lussekatter, czyli pieczonymi
specjalnie na tę okazję pszennymi bułeczkami z szafranem, o pomysłowych
kształtach, odziedziczonych po tradycyjnych szwedzkich chlebkach
bożonarodzeniowych.
I w końcu, na szczeblu trzecim,
najniższym, świętuje się Łucję w rodzinie. Mamy lub starsze rodzeństwo
wstają wcześnie rano, podają kawę z lussekatter, a potem
najmłodszy żeński członek rodziny wciela się w Łucję i budzi ojca – jako
że jest zazwyczaj jedyną osobą w domu, która jeszcze śpi – piosenką o
Łucji.
Skąd pochodzi to przedziwne święto obchodzone podczas
zimowych ciemności? Nie ma nic wspólnego z południowowłoską Łucją. Choć
może to zabrzmi dziwnie, czci się w ten sposób zupełnie innego
średniowiecznego świętego, a mianowicie Mikołaja. Wraz z dotarciem
reformacji do Europy północnej kult świętych został zakazany, ale
niektórych z nich dosyć trudno było się wyrzec, zwłaszcza szczodrego
patrona dzieci, Mikołaja. Niemcy zastąpili wówczas owego brodatego
biskupa dzieciątkiem Jezus, a prezenty rozdawano nie 6 grudnia, tylko w
Wigilię.
W XVII i XVIII wieku dzieciątko Jezus – dziewczynka w
białej koszuli, z wiankiem świec na głowie – spełniało tę funkcję w
Niemczech, a także wśród pozostających pod niemieckim wpływem środowisk
szwedzkich. Zwyczaj ten nie zdołał się jednak przyjąć podczas świąt
Bożego Narodzenia i został przesunięty na dzień św. Łucji. Wcześnie tego
ranka Szwedzi już w średniowieczu zwykli jadać do siedmiu śniadań pod
rząd, zakrapianych alkoholem, przygotowując się w ten sposób do
przedwigilijnego postu, który zaczynał obowiązywać wraz ze wschodem
słońca 13 grudnia.
W dworkach zachodniej Szwecji niemieckie
dzieciątko Jezus przybrało w wieku XVIII postać kogoś w rodzaju
gospodyni tych obfitych biesiad, której nadano bardzo odpowiednie imię
świętej, czczonej w tym dniu („Łucja” z łac. lux, światło). Sto lat później zamiast wódki i wieprzowiny pojawiło się bardziej spartańskie pożywienie: kawa i lussekatter.
Zwyczaj obchodów Łucji stał się powszechny w całej Szwecji u schyłku
XIX wieku, a pierwszy pochód zorganizowano w Sztokholmie w roku 1927.
Kręte bywają ścieżki świątecznych tradycji!